poniedziałek, 29 września 2014

Sąsiedzka przysługa

Człowiek tak czasem ma, że sobie pomyśli, iż poprzedni dzień ewidentnie nie był jego dniem, w dodatku roboty tyle, że nie wiadomo do czego ręce włożyć, a jako że złośliwość losu jest zjawiskiem powszechnym, w chwili takiej pojawić się może (niczym deus ex machina) "ambitny" sąsiad (myślący inaczej vel idiota - jak zwał tak zwał) remontujący mieszkanie. Owa nieprzejednana ambicja może zaprowadzić sąsiada w rejony wentylacji, kominów, itp., itd., czego skutkiem może być... nagły wystrzał sadzy z kratki wentylacyjnej.
W takim momencie człowiek będący świadkiem, a jednocześnie ofiarą tego zdarzenia, na chwilę nieruchomieje, a twarz jego przybiera wyraz niezmącony żadną myślą. Z tego pierwszego osłupienia wyrywa go jednak po chwili drugi 'sadzowy' strzał.

Trzeba tu dodać, że jeśli człowiek ma pecha, to kratka wentylacyjna znajduje się wprost nad biurkiem, a kiedy ma pecha podwójnego, to jest to biurko służbowe, z toną ważnych papierów (nie że bałagan, zwykła biurowa rzeczywistość) i trochę mniejszą ilością sprzętu elektronicznego. Heh, "jaka piękna katastrofa"! Jej ogarnięcie zajmuje jakieś trzy godziny, ale przynajmniej znika problem w co włożyć ręce w pierwszej kolejności. Następnym plusem jest fakt, że wydarzenia dnia kolejnego, takie jak mała powódź z dystrybutora z wodą oraz brak prądu, nie stanowią już większego zaskoczenia ani problemu :D


Summa summarum uznać należy za całkowicie bezsensowne zawieszanie się na myśli, że dzień był "słaby", skoro wiadomo, że następny będzie obfitował w kolejne "ciekawostki", a te wczorajsze staną się już tylko mglistym (lub czarno-sadzowym) wspomnieniem ;P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz