Nie
nastawiałam się na to, że ktoś zrobi mi dziś prima aprilisowy żart, bo z moich
obserwacji wynika, że w całym tym obecnym zabieganiu ludzie sobie takie rzeczy
odpuszczają (a szkoda). Ha, ale nagle i niespodziewanie sytuację przybyła
ratować pani telemarketerka ze znanej mi już firmy (dzwonią średnio kilka razy
w miesiącu, więc tym bardziej miło, że ktoś znajomy). Zaczęła jak zwykle od
mojego ulubionego pytania:
- „Czy
dodzwoniłam się do Wieliczki?”.
Dodajmy
tu, że pani zadzwoniła – jak zwykle zresztą – na numer komórkowy, ale mniejsza
o to. W tym momencie zazwyczaj następuje mój mało asertywny monolog – coś o
tym, że to nie Wieliczka, okolica też nie, że ja bardzo dziękuję, ale telefon
służbowy, nie mogę blokować, poza tym czasu niestety nie mam, oferta
niesamowita, ale jednak nie skorzystam. Co jest później, to wie chyba każdy,
kto kiedyś w ogóle dopuścił telemarketera do głosu ;) Ponieważ jednak firma, z
której dzwoniła wspomniana pani, daje mi możliwość częstego trenowania na jej
pracownikach, to obcykałam sobie już kilka sztuczek słownych, dzięki którym konwersacje
te są coraz krótsze (choć nie obędzie się bez kilku „dziękuję”, „nie
skorzystam”, „tak, zaiste fantastyczna oferta, ale jednak…”). Oczywiście nadal
staram się być w ich trakcie dość grzeczna, miła, i nie dać się sprowokować – co
jak co, ale klasa musi być! ;) Jednak to, co zrobiła dziś pani telemarketerka,
doprawdy pozostawiło mnie w lekkim oszołomieniu. Zdążyłam tylko powiedzieć, że
nie Wieliczka, i że nie skorzystam – w tym momencie pani telemarketerka…
odłożyła słuchawkę! No normalnie szok! Z własnej, nieprzymuszonej woli
skończyła rozmowę (zapomniała tylko o „do widzenia”, ale to się pewnie każdemu
może zdarzyć) :P
Działo się to w godzinach porannych, a ja aż do teraz nie bardzo mogę uwierzyć. W dodatku nie wiem, która to była wersja: 1) czy pani mnie wkręcała, że chce ze mną gadać, a tak naprawdę nie chciała, 2) czy chciała ze mną gadać, ale wkręciła mnie, że jednak nie chce, a na właściwy telefon mam być gotowa jutro :P Tak czy inaczej – jeśli telemarketerka jest w stanie człowieka zaskoczyć, to albo trzeba uznać, że świat się kończy, albo że… PRIMA APRILIS został zaliczony! ;)
Działo się to w godzinach porannych, a ja aż do teraz nie bardzo mogę uwierzyć. W dodatku nie wiem, która to była wersja: 1) czy pani mnie wkręcała, że chce ze mną gadać, a tak naprawdę nie chciała, 2) czy chciała ze mną gadać, ale wkręciła mnie, że jednak nie chce, a na właściwy telefon mam być gotowa jutro :P Tak czy inaczej – jeśli telemarketerka jest w stanie człowieka zaskoczyć, to albo trzeba uznać, że świat się kończy, albo że… PRIMA APRILIS został zaliczony! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz